Daria Dziedzic Ur. 17.09.1977roku w Dąbrowie Górniczej.Absolwentka Filologii Polskiej i podyplomowego Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej na US w Katowicach. Zajmuje się pisaniem recenzji,pisze wiersze i prozę. Wydała trzy tomiki wierszy: Anioły, sny, wiersze(2003 rok, Nowy Świat), Wyspę (2010 rok, Mamiko)i cracka (2014, Gniotownik, Poznań) Laureatka wielu konkursów literackich.Mieszka w Dąbrowie Górniczej.
sobota, 20 lipca 2013
Wiersze Ewy Włodarskiej - Za pozwoleniem Autorki
Ewa Włodarska:
Urodzona i zamieszkała w Krakowie.
Publikacje w POGRANICZACH 3/2010, Lamellim XI/2010, KOZIM RYNKU XI/2010, BLIZIE 2(7)2011, Migotaniach, przejaśnieniach 1(30)2011, FRAZIE 1(71)2011, SZAFIE X/2010, PKPzin, Apeiron Magazine, Latarni Morskiej, KOFEINIE 07, Nowej Okolicy Poetów 1/2012, ARTERIACH (12).
Pomysłodawca i współorganizatorka ARTYSTYCZNYCH ZDERZEŃ - imprezy artystycznej organizowanej cyklicznie.
Trzykrotnie nominowana do nagrody głównej w VI, VII i VIII OKP im Kazimierza Ratonia. Nagroda główna w Turnieju Jednego Ilustrowanego Wiersza Świdnicy 2012.
III nagroda w OKP im. A.Babaryki 2012, III nagroda w Piastowskiej Biesiadzie Poetyckiej 2012, I nagroda w OKP „Krajobrazy słowa” 2013, III Nagroda w OKP im. Pietrzaka 2013, I Nagroda w OKP „O laur Sarbiewskiego” 2013.
Tomik w trakcie opracowania graficznego.
biogram podaję za słowem Autorki
Poławiacze ostryg
Czy macie coś w zanadrzu? Bez jakich rozrywek
nie możecie się obejść? Po kieszeniach brzęczą
obole – psia gwarancja na drodze do piekieł;
szeleszczą chusty z tafty brunatnej jak węgiel.
Chłopiec oczyszcza posąg; gleba cicho wzdycha,
poruszając poszyciem i kośćmi niedbale
zrzuconymi w popioły. Wypełnia się misja
– sen o zaćmieniu słońca na pobliskich wydmach.
Smakujecie nadbrzeża pełne małż i ostryg.
Ich kołatki tną uszy, poruszają język.
Zanim przestrzeń pogrąży piętnaście uderzeń,
kobieta zbierze światło, schowa je w porożu.
Trwa walka; nie szczędzicie monet i aplauzu.
Obcasy tną arenę, pikador uderza
aż po pierwsze draśnięcia. Deszcz łaskocze skronie.
Hades kradnie księżyce. Lęgną się ciemności.
Alicja za szybą
Od dzieciństwa przed tremem, poprawiając włosy,
robiła głupie miny; z ust babki słuchała
przedziwnych opowieści o salonie luster,
nieprzekraczalnym progu w końcu korytarza.
Wzrastała z Ossowieckim, wprowadzana w obcy
krąg Świata mego ducha i wizji przyszłości.
Nęciły ją stoliki i liczne seanse.
Wczoraj weszła w dorosłość, podjęła wyzwanie
ukrywane za drzwiami letniego pokoju.
Usiadła w centrum, świece oblewały postać.
Skupiając się na głębi, wpatrzona w płomień
dostrzegła obraz – nie malał, gdy zbliżył się,
przeszła.
Hołodomor
Gospodi! Ty widisz', ja ustała!
Woskriest' i umirat', i żit!
*Panie! Ty widzisz, nie mam już sił!
Zmartwychwstawać, umierać i żyć!
A. Achmatowa
Dlaczego pęczniejecie? Jakimi słomkami
zassano was od środka? Jakie podobieństwo
do ikon i relikwii zachowanych w cerkwiach
mieści się pod przejrzystą, pomarszczoną skórą?
Ziemia rodzi bez końca najprzedniejsze kłosy;
wyruszają transportem na wschód, w niewiadome.
Zbieracie młode listki, ślimaki, chrabąszcze,
wygrzebując z zagonów nadgniłe kartofle.
Później dni się równają, nastaje czas łowów;
z gniazd giną ptasie jaja, z kryjówek gryzonie
– za skórkę płacą całe piętnaście kopiejek –
a kiszki choć przez chwilę grają w innym rytmie.
Matuszki płaczą, puchną jak cisza za oknem.
Żądlą was, ciągle żądlą, w oczy sypią wapno.
My dzieci z Yodok
W czterech ścianach mego bólu
nie ma okien ani drzwi.
A. Wat
Nie wiedzą, czym są ryby, dlatego Bóg pokazał im plecy.
Garną się do życia, kiedy wilgoć otula ryżowe poletka.
Od początku rozpoznają gatunki owadów i jaszczurek
– nielicznych, które zdołały przeżyć.
Bajki nie wykluwają się przy Księżycu czy kubku kojącego mleka;
tęczówki zawsze pokrywa lód. Wiedzą, że ciepło odnajdą pod ziemią,
a kopalnia będzie pierwszym i ostatnim domem.
Grudka do grudki, nie czas na smutki.
Kiedyś robactwo spulchni brzuchy.
Opowiem ci o aniołach
Zaczynają kruszeć już wtedy, gdy cienie schodzą ze szczytów, sadów i zagajników. Długo
przywierają do okiennic, nim opadną na dobre.
Nie przesiadują w nawach; nie noszą łuków czy aureoli, a skrzydła straciły zasięg. Czasem
amorzą.
Przebierają nogami, kiedy pierwszy mróz rozrzedza dni, a kolejny zbiera żniwo.
Opowiem o tych w przejściach podziemnych, dworcowych poczekalniach, parkowych
ławkach. Ich wzrok penetruje szyby najbliższych barów.
Ostygną przed świtem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz