Piąta strona świata (o "Wyspie" Darii Dziedzic)
..Wymieńmy z imienia trzy miejsca: wyspę, Ziemię Obiecaną, pustynię. Są to trzy miejsca aporetyczne: bez wyjścia lub pewnej drogi, bez szlaku ani kresu, bez zewnętrza, którego mapa byłaby przewidywalna, a program policzalny. Te trzy miejsca są metaforą naszego horyzontu, tu i teraz. Zacytowany przeze mnie Jacques Derrida wyraźnie wskazuje, nazywa po imieniu miejsca-symbole naszego bycia. Wyspa jest odosobnieniem, osamotnieniem, ucieczką. To szeroki symbol, obecny w religiach, mitach, literaturze, sztuce. Dość wspomnieć: wyspy szczęśliwe, Ogygię - bajeczną wyspę na pępku morza, Atlantydę, wyspy z powieści Krasickiego, Defoe czy Dumasa. Jest to wreszcie stały ląd pomiędzy wodami, a więc namiastka bezpieczeństwa, pewności, azyl. Ten mocno zakorzeniony w świadomości symbol pojawia się też w najnowszej książce Darii Dziedzic. Na Jej wyspę podpływałam wolno i ostrożnie, okrążałam kilkakrotnie, długo i uważnie przyglądałam się brzegom. Czułam instynktownie, że kryje coś więcej niż widać z zewnątrz, i że wejść na nią może tylko ktoś delikatny, wrażliwy, ktoś, kto nie naruszy panujących tu reguł. Jeśli uszanuje jej prawa, wyspa odwdzięczy się bogactwem doznań. Nie rozczaruje.
Jaka jest zatem Wyspa młodej poetki z Dąbrowy Górniczej? Jeśli nie bezludna, to z całą pewnością samotna, osobna (ciśnie mi się na usta słowo wyobcowana), choć stanowi część archipelagu. Owo TAM – schronienie i ucieczka, gdzie jest inaczej, cieplej, czasem bywa mroźniej./ Zależy od pory roku, nastroju, rodzaju cierpienia (…) [Wyspa].Wyspa jest młoda, pełna dziecięcych zabaw, błękitnych żyraf, syrenich łusek, owocowych wróżb, magów rzucających czary i baobabowych cukierków, które tak ładnie pachną. [Urojenia]To miejsce gdzie rodzi się pragnienie. Narodzin? Przepoczwarzenia? Zmiany? Od rana stoję na brzegu, a oni wymyślają mi/ imię, zastanawiają się, jakie będzie pasować najbardziej,/ a może żadne. Bezimiennym też jest dobrze,/ nie przejmują się niczym, żyją z dnia na dzień, nie muszą/ wyciągać wniosków – czytamy w wierszu Znaki.Dlaczego Derrida przeciwstawia wyspę pustyni i Ziemi Obiecanej? Dlaczego właśnie ten, otoczony wodą, skrawek lądu ma być nowym porządkiem/początkiem, nowym stawaniem się JA?Zaczynamy się od imienia. Litery porozrzucane bezładnie nie znaczą nic, są chaosem. Połączone nabierają sensów, znaczeń, dają imiona. Co nazwane, istnieje. Co zapamiętane, trwa. Na przykład serce, most, gwiazda. One są pod ochroną,/ nikt ich nie skreśli z pamięci. [Ostrzeżenie]Świat podmiotu lirycznego to oswojona przestrzeń, ale przestrzeń zamknięta: we własnym ciele, w lęku, na przykład przed chłodem, dotkliwym zimnem samotnej wyspy. Skrawek lądu nie daje wielu możliwości. Możesz obchodzić go w koło albo tkwić w jednym miejscu, możesz patrzeć w morze, tęsknić i czekać. Na drugą, inną wyspę – Z siódmego piętra/ ładniejszy widok na twoje okno, na kolejne/ wyspy.[Wylęg]Potrzeba ciepła, bliskości drugiego człowieka, widoczna jest w wielu wierszach, choć nie jest łatwo zżyć się z kimś obcym,/ po tylu skokach w przepaść [Puzzle]. Namiętność, czułość, niezrealizowana, boleśnie pojedyncza, nieznośna, szczególnie nocą. Dziś widziałam/ jak przemykasz pomiędzy tam i tu i tym razem znów/ obudziłam się martwa. [Medium]Pustynia Derridy kojarzy się z pustką, bezludziem, bezkresem. Ziemia Obiecana to spełnienie, miejsce idealne, koniec wędrówki. Wyspa może się zmieniać, ewoluować, przekształcić, może się zestarzeć i zniknąć jak tysiące innych. [Wyspa]Zanim to się stanie, zanim pochłonie nas głębia, śnijmy o miłości, czułości, pełni. Połączmy mostem odległe lądy. Tylko tak można dojrzeć przyszłość, choć woda/ zniekształca odbicie, ale myślmy, że będzie dobrze,/ więc uśmiechnij się, książę, morski koniku,/ uśmiechnij. [Plankton]
Wyspa Darii Dziedzic to głębokie studium samotności, lęku, braku. To piękny i mądry tom dla wszystkich wędrowców-żeglarzy, którzy, dryfując pomiędzy Scyllą i Charybdą, szukają właściwego kierunku, zmierzają ku. Nie wyłącznie ku śmierci, ale ku bliskości z Innym, ku miłości wreszcie, „uskrzydlającej”, dającej obietnicę powrotu.
Drugą stroną ruchu człowieka wzwyż jest ruch w głąb. Powtarzając za ks. Tischnerem: Im wyżej znajdujemy się w niebie, tym głębiej wchodzimy w siebie. Stać się mieszkańcem nieba znaczy zarazem: stać się sobą dla siebie, osiągnąć „rdzeń siebie”. „Rdzeniem” człowieka jest miłość. (…)Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą – znamy przecież dobrze tę maksymę.Chcę zrozumieć świat – prosto, po dziecięcemu, wyznaje poetka i dodaje – zanim znów drobne ziarenka wypełnią dno oka/ i przestaniemy się widzieć. [Żerowisko]Zanim wbiegniemy w życie, nieuważnie, obojętnie, prędko, spędźmy kilka chwil na wyspie Darii Dziedzic. Warto.
Teresa Rudowicz
[Daria Dziedzic: Wyspa, Mamiko, 2010]
Izabela Koćwin-Piotrowska: Wyspa. O wierszach Darii Dziedzic.
Ludzie dojrzewają, poezja też. W 2003 roku nie widziałam tego, co widzę i czuję teraz – tak komentuje poetka uwagę jednej z internautek o swoim debiutanckim tomiku. Bo Wyspa to drugi, po Aniołach, snach, wierszach zbiór poezji Darii Dziedzic. Na ile jest dojrzalszy od poprzedniego, na ile różny?
Ucieczka?
Tytuł zbioru, który ukazał się na początku 2011r., w pewnym sensie narzuca sposób interpretacji całości. Wyspa symbolizuje osamotnienie, ucieczkę od świata, schronienie, świat nadnaturalny, pierwotne centrum duchowe, schronienie przed otaczającym oceanem mierności, namiętności lub podświadomości; to także porządek i pokój, szczęście, piękno i doskonałość, a także – kobiecość.
Czym wyspa jest dla poetki? Zapewne ucieczką od rzeczywistości, przystankiem, piątą stroną świata. Jest na pograniczu tego, co realne, obiektywnie istniejące i tego, co subiektywne, będące projekcją podmiotu lirycznego.
Motyw wyspy pojawia się w wielu tekstach, z różną intensywnością, w różnych aspektach. Raz więc wyspa jest przestrzenią, gdzie:
"jest inaczej, cieplej, czasem bywa mroźniej.
Zależy od pory roku, nastroju, rodzaju cierpienia (...)".
[Wyspa].
Innym razem to miejsce zbudowane z odłamków szkła, drzazg, piór (…)
[Rozmowy nocą], będące jednocześnie sposobem na ucieczkę przed światem. Często wyspa jest po prostu innym stanem świadomości, projekcją umysłu, wręcz istotą, która
"rośnie (...) jak gorączka,
żywi się krwią, wywołuje wstrząsy
pod skórą (...)"
[Wylęg]
lub małym przedmiotem – szklistą kuleczką, której podmiot liryczny może nadać szlif, wyostrzyć kontury [Taka jedna opowieść].
Wyspa nie zawsze jest miejscem bezpiecznym; co więcej, podmiot mówiący zdaje sobie sprawę ze zmienności natury wyspy, zależnej nie tylko od niego samego, ale i od świadka istnienia wyspy:
"Weź pod uwagę, że od tych zmian
Wyspa może się zestarzeć i zniknąć jak tysiące innych",
[Wyspa]
czy odbiorcy historii o niej. Tak więc z jednej strony mamy do czynienia z sielską krainą, przystankiem, gdzie ma się prawo naginać zasady, z drugiej – są też
"wyspy o
obcym brzegu, gdzie dzikie zwierzęta
nie muszą być łagodne";
[Most]
wyspy zagrożone unicestwieniem [Taka jedna opowieść], samotne, przygnębione, śpiące, oddalone od siebie [Śluza], wyspy jak groby, wyspy wypalone przez słońce...
Gdyby iść tropem: wyspa = szklana (szklista) kuleczka, można by zasadnie utożsamić z wyspą podmiot liryczny właśnie, a za nim zapewne poetkę. Niejednokrotnie bowiem pojawia się w wierszach motyw szklanej kuli jako elementu związanego z osobą mówiącą – jej sposobem bycia w świecie czy raczej odgradzania się od niego:
"Kiedy przychodzą smutne listy,
nie karmię posłańców uśmiechem,
tylko zamieniam się
w szklana kuleczkę, jakby miała być schronieniem
przed nieznanym. Teraz mam przeźroczystą skórę,
odbijam światło".
[Transformacja]
Motyw szkła (często rozsypanego, potłuczonego) zresztą równie często pojawia się w tomiku, co tytułowa Wyspa. Szkło jest sposobem na wypowiedzenie siebie przez podmiot liryczny [Stacja meteo], jest też integralną częścią wysp [Rozmowy nocą]. Można odczytać to jako podkreślenie izolacji czy chęci ucieczki przed jakimiś aspektami życia, gdyż szkło wprawdzie pozwala widzieć to, co za nim, ale uniemożliwia odczuwanie.
Dialog?
Autorka tomiku ma świadomość tego, że – jak pisał John Donne nikt nie jest samotną wyspą; jest więc Wyspa zapisem rozmów, monologiem kierowanym do wirtualnego odbiorcy, często także – próbą pozornego dialogu z takim właśnie odbiorcą. Dlaczego pozornego? Interesującym zabiegiem jest tutaj ustalenie określonych zasad odczytywania czy interpretowania wyspy, stworzenie jasno określonej relacji nadawca-odbiorca. Taki sposób osadzenia w ustalonym miejscu czytelnika pozwala podmiotowi lirycznemu – którego utożsamiam z autorką tomu – na pełną swobodę wypowiedzi, nie poddającej się jakiejkolwiek krytyce, na (pozwalam sobie na uproszczenie) ignorowanie głosu czytelnika. Czytamy bowiem:
"To mój przystanek, mam pełne prawo naginać zasady,
Choć wiem, że i tak krzykniesz, a mnie będzie
Ciepło-zimno,
Do kolejnego podcięcia włosów".
[Wyspa]
…
Niewątpliwie mocną stroną tomiku jest język Darii Dziedzic. Poetka pisze w sposób głęboko świadomy, jest wrażliwa na niuanse językowe i bogactwo treści, które niesie ze sobą słowo. Zadziwia ogrom skojarzeń, często bardzo oryginalnych, związanych przecież nierzadko z mocno zużytymi pojęciami (choćby samą wyspą – symbolem ucieczki). Zachwyca swoboda, z jaką oscyluje między językiem literackim, głęboko metaforycznym, a polszczyzną potoczną, której źródłem jest kultura masowa. Z drugiej strony jest to język prosty, nienapuszony. Czytelnik nie czuje się przytłoczony formą, bo to nie ona – ale tematyka podjęta przez poetkę jest najważniejsza. Istotne jest zaś w tomiku miejsce człowieka w świecie, zmaganiu się ze sobą, uczuciami, emocjami - a przede wszystkim egzystencjalne pytanie o możliwość ucieczki od świata – i możliwość istnienia wysp szczęśliwych.
Weronika Górska
ARCHIPELAG WYOBRAŹNI
We wczesnym dzieciństwie podróżujemy na Wyspy Bergamuty, gdzie mrówka może unieść osła, a słoń posiadać aż dwie trąby. Potem, gdy zostajemy brutalnie uświadomieni, że „wysp tych nie ma”, marzymy o odkryciu innych, chociaż odrobinę bardziej prawdopodobnych, jak ta, na którą dotarł Robinson Cruzoe, albo ta, na której spotykali się bohaterowie „Tego Obcego”. Pragniemy schronić się na „Wyspach Szczęśliwych”, samotnie lub z najbliższą osobą, z którą łączą nas przyjacielskie, a może nawet miłosne więzy. Czasami też odwrotnie, chcemy wydostać się z wyspy, na której nas uwięziono, nawet za cenę udawania nieboszczyka, jak to uczynił hrabia Monte Christo.
Wyobraźnia Darii Dziedzic prowadzi ją po kolei do każdej z tych wysp. Jej wiersze pełne są zwierząt pochodzących z różnych klimatów i ekosystemów. Żyją tu obok siebie morskie koniki, gepardy, tygrysy, nosorożce, foki, renifery czy sarny. Nie zawsze jednak są one przyjaźnie nastawione do świata, nie żywią się jedynie rosnącymi wokół kokosami, trzcinami oraz cukierkami z baobabów. Z jednej strony, wbrew przyjaciółce, która „mówi, że to wszystko lipa, / nie ma niewidzialnych wysp, błękitnych żyraf i zepsutego / czasu”, żeński podmiot tomu wcale nie chce dorosnąć i spoważnieć. Zgodnie z romantyczną koncepcją świata nie ufa autorytetom, ale własnej intuicji oraz „szeleszczącym wulkanom”. Z drugiej strony jednak, chociaż wierzy w alternatywny świat, nie idealizuje go: „wyspę trzymałam w / dłoniach, była ciepła, miękka, choć czasem szorstka / (…) nie wiem, czy tak bezpieczniej, ale zawsze / raźniej”. Dlatego też podmiot zbioru spotyka się w snach z mężczyzną, który „trzyma / w dłoniach nóż, zabija lemury, patroszy”.
Z czasem „wyspa wycieka przez drobne / pęknięcia”, wiadomo już, że „połknie ją wieloryb”. Jeżeli jednak ufać historii Jonasza, z brzucha wieloryba można się wydostać. Dlatego też enklawa Darii Dziedzic potrafi się w nieskończoność odradzać. Mimo że „słońce spala wyspę, popękana ziemia / przynosi wyrzuty sumienia, przełamuje / mit”, bohaterka liryczna zwraca się do swojego przyjaciela (bądź partnera): „proszę cię o nową / opowieść, gdzie zawisną nad nami kulki świateł , / przewleczone niebem, a ja będę łykać słowa / jak dym z ogniska”. Wyspa odnawia się w każdej kolejnej lirycznej historii, jaka powstaje na jej temat. Nigdy nie zostaje ukształtowana ostatecznie i niepodważalnie, wręcz przeciwnie – charakteryzuje ją zmienność, płynność, gdyż „[t]am jest inaczej, cieplej, czasem bywa mroźniej. / Zależy do pory roku, nastroju, rodzaju cierpienia”.
Ukochany może zapraszać bohaterkę na wspólną wyspę, lecz nie jest w stanie zatrzymać jej tam na zawsze, zapanować nad nią niepodzielnie. Zaufanie między partnerami pojawia się na moment, nie jest jednak permanentnym stanem, gdyż żeński podmiot zbioru wyznaje: „Coraz mocniej wierzę w rozszerzający się wąwóz, / który może kiedyś przefrunę jak ibis, / z tym, że nie na pewno, bo mam lęk wysokości / i nie umiem nie patrzeć w dół”. Wrażenie, że „stajemy się wspólna tkanką, miękniemy”, trwa bowiem tylko przez chwilę, po niej zaś następuje rozdział i świadomość odrębności własnego jestestwa.
Bohaterka nie zatraca się w miłości: „próbuję być / lojalna wobec siebie, przyjaciół, / nawet, gdy za ścianą gęste powietrze wprowadza w obłęd, / kończy taniec, pachnie maggi”. Ciągła obecność ukochanego męczy ją, krępuje: „na domiar złego drzwi się nie domykają, dzieje się świat / bez nas, nie dla nas, nie dla obcych. / To mnie przerasta, dusi, muszę uciec z pokoju. / Nic tu po mnie, bo tracę rysy twarzy, brunatnieję jak liść”. Nadmiar miłosnych wyznań także jest przerażający: „Ty jesteś mną, ja tobą. Z samego rana / te słowa brzmią ciężej, niż czarny blues. / Wolę nie myśleć, co stanie się za kilka minut, / nie mówiąc o reszcie dnia. / Chyba musimy zwolnić tempo, koniecznie, / ty po tamtej stronie, ja po tej”.
Podmiot wierszy Darii Dziedzic nie jest niewrażliwy na erotyczne bodźce, lecz nie uważa ani seksu, ani emocjonalnej więzi za niezbędny warunek szczęścia, fundament swojej wyspy: „Nie jestem łakoma na taką miłość, / wolę zjeść jabłko, nasycić się sokiem, wydłubać / pestkę. To się stanie, jeśli dalej będziesz tak patrzył /bez opamiętania, rozgrzewał moje zimne stopy, / chuchał w oszronione dłonie, ale może być / tak jak do tej pory, bez zmian”.
Na uwagę zasługuje wiersz „Ostrzeżenie”, stanowiący polemikę z koncepcją kobiety jako niewolnicy uczucia, zawartą w utworach „Miłość” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej oraz „…Jeśli zechcesz…” Haliny Poświatowskiej. Bohaterka „Ostrzeżenia” nie tylko pierwsza się odkochuje i uwalnia z toksycznego związku: „Wybierasz się do mnie, ale jestem gdzieś indziej, / tam, gdzie mam więcej dróg do wyboru”. Ona również nie pozwala porzuconemu mężczyźnie szantażować się emocjonalnie, wymuszać na sobie uczucia: „Nie pukaj do drzwi, zawróć możliwie jak najszybciej, / zanim głodne wilki wyczują zapach twojej skóry, / posłuchaj. Pociesz się inną kobietą, tak wiele na ciebie / leci, sam mówiłeś zeszłego roku”. Ironiczne nawiązanie do frazy z wiersza Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej: „Przecież mnie kochasz nad życie? / Sam mówiłeś przeszłego roku” pokazuje, że kobieta może nie tylko znudzić się mężczyźnie, ale też znudzić mężczyzną, nawet, a może zwłaszcza, tym przekonanym o własnej wspaniałości. Podmiot „Ostrzeżenia” nie prosi, jak podmiot z wiersza Haliny Poświatowskiej, o pozostanie ze sobą, lecz uprzedza: „Jeśli zostaniesz, / będziesz miał mało czasu na oddech, przemyślenia, / spojrzenia w przeszłość. Wilki są silniejsze, szybsze, / głodne”. Bohaterka utworu, sama pragnąc wolności, nie chce uzależniać mężczyzny od siebie, przybierać pozy femme fatale, uwodzić i porzucać dla zabawy czy z ambicji pokazania, „kto tu rządzi”. Życie jest zbyt pasjonujące, aby je marnować na wyniszczającą obie strony walkę płci. Bohaterka zatem szczerze pragnie, aby były partner zapomniał o niej tak, jak ona zapomniała o nim: „nie każ bać się o ciebie, / przewiń taśmę do przodu. Odejdź, ale nie osiwiej ze / smutku”. Każde z nich powinno odnaleźć własną wyspę, ponieważ na wspólnej jest im za ciasno, za duszno.
„Wyspa” jest z pewnością oryginalnym i konsekwentnym projektem lirycznym. Jak zauważa podmiot w tytułowym, inicjalnym wierszu zbioru: „to mój przystanek, mam prawo naginać zasady, / spuszczać psy ze smyczy, nie dopuścić cię do głosu”. Jednocześnie jednak, w nieco sztampowy sposób, prosi o wyrozumiałość dla ewentualnych niedoskonałości swojego tworu: „nie rób krzywdy dziecku, ono dopiero stawia pierwsze / kroki, wpuszczone w kanał, nie przetrwa, / nie zdąży się odezwać, dorosnąć”. Poezja Darii Dziedzic może wydawać się nie w pełni dojrzała, ponieważ napisana jest raczej sprawnym, lecz mało wyrazistym językiem. To nie forma tych wierszy, lecz zawarta w nich moc wyobraźni oraz indywidualności autorki świadczą o ich wartości.
Piotr Balkus "Wyspa" - nowy tomik wierszy Darii Dziedzic
Właśnie ukazał się tomik wierszy Darii Dziedzic, poetki z Dąbrowy Górniczej. Nosi on tytuł "Wyspa".
Okładka tomiku Darii Dziedzic "Wyspa", fot. Piotr Balkus / Fot. Materiały artysty
Jest to zestaw kilkudziesięciu wierszy, opartych wokół jednego motywu - wyspy. Miejsca tajemniczego, z początku trudnego do rozszyfrowania, jednak z brnięciem w jej głąb, coraz bardziej odsłaniająca swoje oblicze.
Można w skrócie powiedzieć, że owa wyspa jest jakimś azylem, miejscem schronienia, intymnym kawałkiem przestrzeni, do której nikt obcy nie ma wstępu. Miejscem bezpiecznym, ale przez to ciągle zagrożonym. Przez ludzi, żywioły, etc. Mała ojczyzna, "szklana kuleczka", która ma być "schronieniem przed nieznanym" (patrz wiersz "Transformacja"), zagrożona przez obce niszczące wpływy. Sama wyspa staje się zagrożeniem. Podmiot liryczny próbuje ocalić to miejsce, jakby ocalenie wyspy znaczyło ocalenie siebie. W pewnym momencie mówi on: "Nie zdołamy się / przed nią schronić, nie ma już bezpiecznych miejsc". Jak gładko można przyłożyć te słowa do ludzi i do planety, na której żyją. Zresztą takich odniesień do rzeczywistości jest w tomiku więcej. W wierszu "Urojenia" liryczne ja przestrzega przed prawdopodobieństwem noszenia na wyspie zielonych uniformów, czyli, innymi słowy, przed odgórnym podporządkowaniem. W tym samym tekście, czytając słowa o królu, który z nudów domaga się wojny i chowa twarz w srebrnym tataraku, ma się jakieś znajome wrażenie, że wiemy kto zacz...
Ale wracając do wyspy, jest to w jakimś sensie wyspa bezludna, która mimo to jest miejscem szczęśliwym. Czymś na kształt pustelni poety, ogólnie też człowieka. Co ciekawe, podmiot liryczny nie szuka z niej ucieczki, czuje się w niej dobrze, nie wypatruje ludzi, chowa się przed nimi, chce "zatrzeć tropy", bo pomoc może okazać się tylko złuda, fatamorganą, zakłóceniem porządku, tarapatami. Inna sprawa, że to zacieranie śladów jest rzeczą bardzo trudną, wręcz niemożliwą: "wciąż plączę się w zeznaniach, / odciskam ślady na meblach, zbyt ostro" ("Odpływ").
Dopiero w wierszach "Wylęg", "Odpływ" czy "Most" odkrywamy, że owej wyspy nie należy odczytywać dosłownie. Że jest ona tylko jakimś metaforycznym miejscem, jakimś Herbertowskim ogrodem, który podmiot hoduje w głowie, w sobie. Dzieciństwem, do którego pragnie się wrócić, marzeniem o byciu znowu "dziewczynką w białej sukience". Jest też ciągle celem do zdobycia, jakimś ulotnym marzeniem o lepszym świecie, marzeniem-snem, dobrą (!) śmiercią:
"Podobno należę do
wyspy,
na którą zaprowadzi mnie most, wiszący nad ziemią.
Otworzy sen,
niekończącą się opowieść." ("Most")
Co mnie uderzyło w tych wierszach najbardziej, to jakaś niemoc, konieczność trwania "bez wyjścia", jak w wierszu "Znaki", gdzie "wszystko musi dojść do końca / aby ramy nie pękły / nie przelała się woda". Podmiot liryczny pragnie, mówiąc za Nadine Gordimer, ocalić swój świat, jednak to zdaje się być już niemożliwe: "Muszę wiedzieć, / co stanie się z wyspą, / zanim połknie ją wieloryb" ("Taka jedna opowieść").
Najnowszy tomik Darii Dziedzic jest też rozmową. Rozmową z kimś, jeśli obecnym, to tylko połowicznie. Raz adresatem jest Herbertowski cesarz "o drapieżnej szczęce, żółtych oczkach", innym razem morski konik. W kilku wierszach jest nim ołowiany żołnierzyk, urastającym do rangi symbolu dzieciństwa. Z drugiej strony adresat zdaje się być człowiekiem, kimś bliskim, wciąż obecnym:
"kup wino, bo zanim przemyślę decyzję,
muszę się upić, ale nie sama" ("Dekoracja")
Podoba mi się w tym pisaniu staroświecki ton - w dobrym znaczeniu tego słowa. Operowanie prostymi słowami, jakby tylko one mogły opowiedzieć świat. Gwiazdy, kamienie, muszle, oceany... Żadnego narcystycznego silenia się na nowoczesność i bajer. A jeśli pojawiają się takie słowa jak "stoperan", to tylko po to, by wzmocnić przekaz. Daria Dziedzic uciera nos współczesnemu pisaniu o niczym, serwując nam wiersze o ważnych problemach egzystencjalnych, o zmaganiu się ze sobą samym, z czasem i ze światem. Wiersze mają dobrą dykcję poetycką, posiadają przestrzeń, oddychają, opowiadają, gawędzą. Zero ścisku, tłoku obrazów, nadmiaru wrażeń, zbędnych opisów. Zero chemii, a czysta, naturalna substancja liryczna. Zaprzeczenie niskim ideałom wulgarnej postmoderny, która z poezji zrobiła papier toaletowy. Pokazanie, że doświadczenie stoi na równi z erudycją.
Zachęcam do poetyckiej podróży po czasoprzestrzeni z Darią Dziedzic i jej wierszami. Niech będą one mapą w podróży po Waszej własnej wyspie, w poszukiwaniu niematerialnych skarbów.
Anna Szołtysek-Grzesikiewicz
Udręka ciągłych transgresji. O wierszach Darii Dziedzic
W przemówieniu wygłoszonym z okazji przyjmowania nagrody literackiej w 1958 roku Paul Celan powiedział: Osiągalne, bliskie i nieutracone wśród tych strat pozostało to jedno: język. Oto paradoks na obrzeżach mrocznych czasów! Język istotnie strzeże kolejnych – okazałych i całkiem intymnych, prywatnych – strat, ale również pozostaje świadkiem lirycznych eksploracji w – chciałoby się rzec – najskrytsze doświadczenia kobiecości. Wiersze Darii Dziedzic z tomu Wyspa działają jak silny środek halucynacyjny, wściekle uwodzą, tworzą alternatywne nisze dla osobliwych powtórzeń losów. Metafora wyspy – w tej liryce – poraża ilością możliwych znaczeń. Począwszy od figlarnego tworzenia bezpiecznej kryjówki, w której napotkać można twarze z przeszłości (Integracja, s. 25), dziecięce ongiś gry i „rytuały” dziś urastające do rangi zmysłowych – pełnych kokieterii i głębokiego żalu – damsko-męskich gier (choć wiem, że i tak krzykniesz, a mnie będzie/ ciepło-zimno,/ do kolejnego podcięcia włosów; s.5), po wszelkiego rodzaju osobliwości świata natury. Obecność zwierząt jest zresztą nieustannie wychwytywana i czujnie analizowana. Do końca nie wiadomo bowiem, czy dzikie zwierzęta są naszymi sprzymierzeńcami i współtowarzyszami losu, czy też raczej bywają stwarzającymi poczucie osaczenia zimnymi obserwatorami (znosić odgłosy dzikich zwierząt jak mleczną zupę; s. 6). Być może jednym z możliwych tropów hermeneutycznych jest psychoanalityczne zanurzenie się w symbolikę marzeń, snów i dziecięcych wspomnień – jakże mało różniących się od tych pierwszych. Niezależnie od przyjętej optyki intra- lub intersubiektywnej figura wyspy zaprasza do fascynujących i przerażających podróży ku integracji (trop intrasubiektywny, Jungowski; bo mam lęk wysokości/ i nie umiem nie patrzeć w dół; s. 24), bądź identyfikacji (trop intersubiektywny, dialogiczny). Ostatecznie zawsze jednak powraca się do siebie, w swoje własne oswojone lube ciemności, w domostwo wypełnione lustrami. To wszystko, co zostało tutaj ledwie zasygnalizowane, stanowi wyłącznie przyczynek, jeden mały krok ku obłędowi podróży w głębię siebie i ciebie – Czytelniku, w trans obcowania z naturą (zewnętrzem, obrazem siebie, do którego zmierza się, bądź od którego z odrazą odwraca się wzrok).
Tomik Wyspa jest książką fascynującą. Od dawna nie zdarzyło mi się obcować z tak soczystą poezją.
Mateusz Wabik
Przez mgły niedopowiedzeń
Książka Darii Dziedzic pt.: „Wyspa” należy do tomików niełatwych w odbiorze, gdyż mnóstwo tu niedopowiedzeń, rozbudowanych przenośni. Głównym tematem tej poezji jest wspólne bycie podmiotu lirycznego – kobiety i mężczyzny. Jest tu coś co mi nie daje spokoju i trudno to wyczytać, wertując jeszcze raz strony książki - o co chodzi w tym tomiku? Co poetka tak na prawdę opisuje – niespełnienie, czy zwykłe bycie rozpisane na chwile szczęścia
i przygnębienia? Jaki jest sens tej poezji? Do czego zmierza poetka, co ona nam mówi?
Pochodząca z Dąbrowy Górniczej poetka pisze na styku obu tradycji poezji modernistycznej – hermeneutycznej – wyjaśniającej, bo tu czuje się chęć wyjaśniania, dopowiedzenia pewnych rzeczy, ale także hermetycznej – gdyż nie do końca te wiersze są zrozumiałe. Jest tu wiele prywatnych szyfrów, do których nie ma się kluczy, wiele zasłon dymnych, przez które trudno przejść nawet najbardziej wyćwiczonemu w lekturze wierszy oddziałowi interpretacyjnemu.
Poetka nie chce malować obrazów i robić zdjęć i poddawać tego wszystkiego czytelnikowi pod nos. Ona woli go zmusić do wytężonej pracy. Woli poetykę skojarzeń polegającą na dalekich i bliskich asocjacjach. W tomie znajdują się także odnośniki kulturowe. Mówi się
w tym tomiku wierszy o jakimś doświadczeniu, ale raczej obserwowanym z dużego dystansu raczej przez lornetkę, niż przez lupę, pod którą potężnieją rzeczy i świat staje się nieznośnie powiększony. Poetka zwykle wychodzi od konkretnej informacji, czegoś uchwytnego i niczym slalomista omijający bramki slalomu, kreśli wiersze, które nawet po kilkakrotnej lekturze zostawiają nas z niczym. Nie chodzi tu o niedoróbkę poetycką, ale o językowe opukiwanie doświadczenia, którego nie da się jednoznacznie dookreślić, to co nie napisane, zajmuje tu więcej miejsca, niż to co napisane.
Jest tu bardzo udanie dokonane pseudonimowanie uczuć – od ciepła, letniości, chłodu, po dojmujące zimno, są tu tęsknoty, pragnienia, zmiany stanów emocjonalnych od bliskości
i bezpieczeństwa, po pewne rozedrganie. Jest to pisane ze świadomością zmian, często pojawia się w wierszach Dziedzic metaforyka przestrzenna, geograficzna, topiczna, także meteorologiczna: „Jakbyśmy / pragnęli mieć więcej niż mamy, ale to nam wystarczy, / zanim odejdziemy w inne miejsce, bardziej obce, / zimniejsze niż lód.” („Bliskość”, str. 10).
W jednym z wierszy pojawia się motyw zacierania chwil szczęśliwych nie wiadomo z jakich powodów, być może z pragnienia tajemnicy: „Chcieliśmy zatrzeć tropy w miejscach, gdzie ocierały się / o nas gazele, nie raniło szkło, powierzchnia jeziora / odbijała stopy.” („Plankton”, str. 13). Lęk przed utratą chwil szczęścia poetka porównuje do kataklizmów: „Woda wejdzie w każdą tkankę, więc nie marz o tym, / co niemożliwe, nie da się stanąć po kostki, jeśli / poziom jest wyższy od nas.” („Kleszcze”, str. 17).
W tomie pojawia się kilkanaście razy metafora wyspy, która raz jest miejscem wspólnym podmiotu lirycznego i jakiegoś ty, do którego zwraca się poetka, drugi raz jest to miejsce bezpieczne, znane, ale znów kiedy indziej jest to miejsce przygnębienia i separacji.
Żeby dokładnie opisać tą poezję potrzeba by kilku miesięcy studiów, gdyż tak wers po wersie jest budowana misterna konstrukcja. Raz mnie to nieco denerwuje, raz zachwyca. Ale jest to na pewno wartościowa poezja, ciut jak dla mnie za bardzo opierająca się na jednym stylu pisania, nieco za bardzo niedopowiedziana, ale na pewno jest to dobry tom wierszy, wymagający wciągnięcia się czytelnika w świat kreślony przez poetkę.
oraz recenzja z Wyspy w miesięczniku Śląsk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz