czwartek, 28 marca 2013

Wiersze Kacpra Płusy - za pozwoleniem Autora

ekfraza wg obrazu infantka tomasza sętowskiego

avon – lea nie należy do nas. strzechy żrą pod dotykiem. to wkurwione konie
wcale nie są jak włosy, raczej jak gdziekolwiek. wyrastają z chlebem i solą

by spalić je w joincie. literackie środki przeciw postępowi, wpisane w krajobraz,
pod sukienkami kobiet okna na świat wsi, w której pod gorsetem reguł

przysypia pan komisarz w popiele petów. próbuje wstać nim odezwą się wrzody.
o świcie nierówny chodnik imituje schody. wszyscy lubimy się wspinać na tę modłę

czasem kapelusz zostaje w domu powieszony w ofierze
za niedzielnych bogów i krwawiące żony.

zegar ma czas. chce urwać się z pracy. celuje wskazówką jak kąśliwym żartem.
motyw przyjaźni z kosą. przyjdą razem z remizy naprzeciw oczu, przez sztachety i pola

jeszcze przed północą. przyjdą. przyjdą, przemówią. przemówią do pani. uderz się w piersi
albo zdejmij stanik.



praska jesień

złotokamieniste liście na żelaznej stoją dumnie na straży. strzegą swego lądu.
choć im tu nie buduje nikt łuków triumfalnych.

kto przybędzie zakocha lub nie wyjdzie cało w klimacie perskim przedwojennej warszawy.
w rytm zabrzmi rzucona pospiesznie moneta, a na gębę opadnie milczenia podkowa.

grają, tak samo grają trylogiami tryli. na akordy cień wznoszą przepastne podwórza
kiedy właśnie na skrzyni trwa nowe rozdanie.

dziad biegły nieważne w walce czy pijaństwie. za nim młodzik - ostatni taki w swoim fachu.
muszę, o! jak bardzo muszę z nim pogadać zanim go nie pochłoną wieże babilonu.
f20

szpital szczerzy wyszczerbione szyby. deszcz rzewny jak płacz. idę korytarzem.
piotrek patrzy na mnie i pieprzy, że jest o nim napisane w brewiarzu.
pożycza paczkę papierosów.

mnie wyniszczają wiersze, toczy choroba. żywność zrzuca się z okna przez otwór w kracie. tam, gdzie sanitariusze chodzą kurzyć.
przesiąknięte tytoniem piżamy nie pachną piżmem. powietrze nabrzmiewa jak gruczoł.

przerwany życiorys został na zewnątrz. wysyłam smsa do kasi. pozostaje bez odpowiedzi.
,,Chyba chcesz się rozstać” – piszę.
jeszcze gorsza gra w scrabble dla zabicia czasu. tutaj każdy układa sobie śmierć na sześć liter.

rafał twierdzi, że woła go żona. tęskni za rodziną. drżą mu ręce i codziennie o szóstej parzy herbatę. jarek próbuje zachować wstrzemięźliwość od alkoholu. nagrywa mi płytę nirwany.

w głowie chichoczą halucynacje. diagnoza schizofrenia i do końca życia lekarz prowadzący.
od teraz muszę wziąć się w garść
zolafrenu.


prąd zmienny

mózg jest pełen zagnieceń niczym zmięta kartka.
spuszczony z łańcucha pies pawłowa z błyskiem
odruchu w zębach, wypluwaną kością. ciszą przed burzą.
ma swoją marchewkę i patyk. w meandrach tańczy białe tango.

rytm wybijany na transformatorach, synapsach.
porażony słońcem, jazzem, alkoholem. destyluje
sekwencje zdarzeń. przekrój kabli staje się przejrzysty
przepuszcza wiązkę światła. podobnie jak pamięć.
okulary

jak minęła podróż w dżdżysty czerwiec? pociąg wlókł się bezdrożami.
do stacji piotrków było jeszcze trzy kwadranse. przed oczami twój obraz.
gdy czysta jak wódka w klubie jazzga tańczysz foxtrota na trzy czwarte

a teraz peron. w ustach papieros. trzymam naręcze róż i szampana.
deszcz szemrze. dwudziesta trzecia czterdzieści trzy. taksówka czeka.
dojeżdżam pod wskazany adres. ukazujesz się w otwartych drzwiach.

całuję ciebie w twoje okulary z języczkiem, z języczkiem u wagi
przesuwam swoją ciepłą ręką po wewnętrznej stronie uda. proszę
uchyl rąbka tajemnicy. uchyl rąbek u spódnicy


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz