poniedziałek, 14 października 2013

Zmiany klimatyczne. O poezji Zenona Dytko.


Właśnie trzymam w rękach najnowszy tomik Zenona Dytko. Wzrok przykuwa półnaga kobieta na okładce, ale jakoś nie robi, to na mnie dużego wrażenia. Przyzwyczaiłam się już do tego, że poeci lubią czymś zaskakiwać. Nie jest to dla mnie jednak pozytywne zaskoczenie. Takich okładek jest mnóstwo. Pojawiają się jak grzyby po deszczu i częściowo już zniechęcają do dalszej lektury. Mimo to, skusiłam się i zajrzałam do środka.
            Czy coś się zmieniło w poezji Zenona Dytko od czasu wydania ostatniego tomiku? Myślę, że nie za bardzo. Nadal, warsztat pisarski wspomnianego chorzowskiego poety charakteryzuje lekki styl i umiejętność operowania groteską. W jego wierszach pojawia się dużo sarkazmu.
Widoczne są też celne, ironiczne pointy, podkreślają ważność przekazu. Przekaz, który udowadnia, że „nikt nie jest bez wad/nawet pisarze nie są sumieniem/narodu” ( Nie ma proga nie ma Boga, s. 18), „wszystko odbywa się zgodnie z Zasadami/fizjologii neurologii i psychologii// ( Ciało migdałkowate w mózgu człowieka czyli zgodnie z Zasadami, s. 20), być może nie ma/rzeczy wiecznych w każdym/razie są pewne stałe/punkty odniesienia ( Pewne stałe, s. 21), więcej jest rzeczy w świecie/niż może nam się przyśnić w nocy więcej/jest w oczach kobiety niż może/się przyśnić mężczyźnie/ w nocy i w dzień (Dla Joanny, s. 23).
Co więcej, poezja Zenona Dytko, to poezja bardzo osobista, ucieczka w świat widzialny i niewidzialny, ucieczka w muzykę, w książki psychologiczne, a więc, we wszystko to, co zaciekawia poetę pod różnym kątem.
Wszystko, o czym tu mowa, jest na wskroś rzeczywiste, chociażby, udzielenie podmiotowi lirycznemu pierwszej lekcji nienawiści, nieczułości i obojętności. Nie ma w tej poezji wizyjności, snów, surrealnych marzeń. Pojawiają się obrazy z rzeczywistych zdarzeń, pozbawione fikcji, wymyślonych postaci. Wszystko jest żywe, oddycha, żywi się krwią.
Wyzwolona energia krąży wokół parku, kawiarni, spełnia się cieleśnie, ale nigdy nie jest tak do końca idealna. Zawsze jest coś nie tak, zwłaszcza, jak nikt nie chce jej przyjąć do swojej gromady.
Jak to, powiedział Emil Cioran, nie jestem tożsamy z moimi wszystkimi wrażeniami. Nie potrafię pojąć, jak to możliwe. Nie jestem w stanie zrozumieć, kto je odczuwa. A tak na marginesie, kim jest owo ja z trzech poprzednich zdań? i tak jest też w „Zmian klimatycznych” Z.Dytko.[1]
Kim jest ja w poezji chorzowskiego poety? Artystą, filozofem, egoistą? Tym ja, jest tutaj podmiotem bacznie obserwowanym przez zwierzęta, które dziwią się, że taki ktoś istnieje na ziemi. Tym ja, jest tutaj, egoista, który pragnie, by wszystkie zdarzenia, działały na jego korzyść. Tym ja, jest tutaj niezbyt dobry człowiek, o którym kobiety mówią że woli o nich pisać/ niż nimi się zajmować/ ( Problem , s. 36).
To takie, Heideggerowskie kluczenie podmiotu lirycznego wokół swojego bytu, pojawia się w każdym wierszu Zenona Dytko. Ja w tym tomiku opowiada, rozmawia, jest, woli pisać niż się kimś zajmować, odpuszcza sobie i innym, woli pozostać obojętnym na los drugiego człowieka, jest zrelaskowany, zabija partnerkę lub partnera. Nie ma takiej przestrzeni, w której nie pojawiłby się ów podmiot liryczny ani nie ma takiej rzeczy, której by nie odnalazł, nie przeczytał, nie dotknął, nie poczuł, nie zniszczył jak wielkiej owadziej miłości.
Poeta odkrywa więc w podmiocie lirycznym swoje Dasein i nie jest to tylko pusta i czcza etykieta. To ja, pojawia się więc w znanej poecie przestrzeni. Mowa jest tutaj o balkonie, kawiarni, parku. Są to samoswoje przestrzenie, które podmiot liryczny poznał, przyswoił sobie, pokochał i dlatego zawsze to w nich widoczna jest jakaś akcja, jakieś napięcie.
Myślę, że ten tomik warto polecić czytelnikowi, któremu nie obca jest podobna rzeczywistość, który potrafi wejść w ten świat, ale jednocześnie umie go zrozumieć. Jest to bowiem poezja hermeneutyczna, do której nie każdy ma wstęp.

Z.Dytko, Zmiany klimatyczne, Agencja Wydawniczo - Reklamowa Fedraa, Chorzów 2013

             







[1] E.Cioran, Wyznania i anatemy, Wyd.Zielona Sowa, Kraków 2006, s. 4-5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz