sobota, 22 grudnia 2012

Anna Tlałka - mieszkanka Śląska Opolskiego. Z zawodu nauczycielka edukacji wczesnoszkolnej oraz edukacji artystycznej. Propagatorka rozwijania myślenia twórczego u dzieci. Za kilka miesięcy oficjalnie terapeutka (jeśli się obroni). Amatorka śpiewu klasycznego, poezji śpiewanej i nie tylko, chórzystka. Autorka wierszy.
Prywatnie: osoba do tzw. tańca i różańca, kradzieży koni, umierania ze śmiechu, nie znosząca blichtru, biegająca boso po trawie, śpiewająca w niebogłosy po północy na ulicy, ale
i refleksyjna, kontemplująca piękno, ponadto lubi się mierzyć z trudnymi sytuacjami, lubi pomagać w wychodzeniu na prostą. Od niedawna szczęśliwa mama.




TWÓRCZOŚĆ:




Dziewczyna i formy wydzieranki

Poza wodą, nie mieści się w żadnej całości. Znakuje szuflady.
To segregacja drobnych elementów, ścinek i frotaży
odciśniętych w głowie. Po tamtych mężczyznach

krzykliwe ujęcia, zasłona spuszczona na niedoskonałość.
Jej obecność jest cieczą, bezbarwną i bezwonną, pozostaje
w kręgu wyobrażeń, by nie otwierać ust.

Dokleja chmury i jakiegoś ptaka. Jak dziecko uczy się zaznaczać
linię horyzontu. Pozornie ogrzewa ją mętne słońce,
dostępność komunikatora.




Dziewczyna skacze z huśtawki do wody


We śnie przechodziła do innego miasta. Leżał pod kocem
w opuszczonej chacie. Powiedział: „chodź” i dalej wiązał
huśtawki na gałęziach. Skakali z nich do wody.

To jak odwrócić „teraz” na byłoby niechlujnie, nieułożenie.
Dorośli są poważni, mają żonę syna i psa. Rąbią drewno
na opał, zasypiają nie czekając na zmierzch.

A potem jest mokro, oddechem ogrzewają zamarznięte sutki,
są prawdziwi w schronieniu.




Gniazdo


Tak szybko ubyło mnie z tego gniazda. Stoję na werandzie
pustego domu, który jest domem przyszywanym jak łata.
Cały jestem jak zwierzę, a strawa ma metaliczny posmak.

Przygotowuję się do roli pasterza, piastuna bezbronności,
zszywam chusty do noszenia owoców. Uczę się latać, by
na czas dostarczyć pokarm, wspominam matkę i ojca
łowiących dziecko ze strumienia.

Jest mokro, twarz spływa jak akwarela. Stoję na werandzie
pustego domu, który jest domem przyszywanym jak łata, łączę
gałęzie, układam je blisko.




wylinka

zdejmować z siebie światło po fragmencie.
madonny plotą palce. w wiklinowych koszach
niedojrzałe wytwory lędźwi.

fioletowo-zielone plamki snu na przedmiotach,
skrawki zdarzeń zawieszone na sznurach. układy
od do cienia, kwilenie piskląt.

pozostają odliczenia kosztów, fotele
jak wańki-wstańki. napisany nocą artykuł
o kocie w butach. świadomość czekania
na zmianę skóry.




porzucanie okryć


hartowanie nieopierzonej skóry
w chłodnych stawach – zabawy w chowanego.

w zakładkach wodo rośli układanie pięter
z kamyków- to co ważne jest głęboko pod,
to co wystaje najbardziej podatne na wiatr,
oddech człowieka;

być tylko sobą, gęsią czekającą
na młode, kobietą zaszywającą puch.




układ współrzędnych

osie przecinają się w kluczowych punktach
- zapamiętałem bażanty i zrastanie dróg.

porzucone miejsce odbija nowe światło
- powołany do przybrania trasy noszę je
ze sobą.

nie wiem, czy spotkamy się jeszcze
po tej stronie jest trudniej o materiał
na gniazdo dla ptaków.

teraz trzymam inną dłoń, jest mi do niej bliżej.



Podaję za: http://gender.pl/readarticle.php?article_id=290

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz